,,Dziecko Gwiazd.
Atlantyda" to książka napisana przez piętnastoletnią
Michalinę Olszańską, a jej główną
bohaterką jest księżniczka Meihna (czyt. Mina). Wiedzie ona spokojne, sielankowe
życie na Atlantydzie i jest zaręczona z księciem Grecji, w
związku z czym w najbliższym
czasie będzie musiała tam wyjechać. Staje się jednak inaczej.
Pewnego dnia spotyka w
jaskini czarodzieja Nitrusa, od którego dowiaduje się
o klątwie
rzuconej na Atlantydę, do której spełnienia może nie dopuścić
jedynie Meihna. By uratować swoje królestwo, księżniczka wyrusza
w daleką podróż. Niestety, mimo dość
ciekawego pomysłu autorki na ogólny zarys fabuły, mogę z całą
pewnością stwierdzić, że to najgorsza książka, jaką
przeczytałam w moim życiu.
Pierwsza rzecz, która
razi na pierwszy rzut oka to interpunkcja. Powieść jest przesycona
wielokropkami, które pojawiają się na zakończenie niemal każdego
akapitu,
(a nierzadko nawet kilka
razy w jednym) oraz potrójnymi wykrzyknikami. Moim zdaniem wynikało
to z tego, że autorka nie potrafiła oddać uczuć bohaterów i ich
przemyśleń przez umiejętnie zbudowane dialogi przez co zmuszona
była pokazać je w inny sposób. Poza tym w powieści, aż roi się
od pseudo moralizatorskich ,,złotych myśli," z których każda
oczywiście podsumowana jest wielokropkiem.
Druga zła strona
,,Dziecka Gwiazd" to nadmierne skupienie na Meihnie
i zapomnienie autorki o rozbudowaniu innych postaci, Rozumiem, że główny bohater ma przywilej, że wydarzenia opisywane są z jego punktu widzenia, ale Michalina Olszańska stanowczo przesadziła.
i zapomnienie autorki o rozbudowaniu innych postaci, Rozumiem, że główny bohater ma przywilej, że wydarzenia opisywane są z jego punktu widzenia, ale Michalina Olszańska stanowczo przesadziła.
Wszystkie inne postacie
potraktowane zostały przez nią bardzo pobieżnie, tak, że
czytelnik niezmiernie mało o nich wie po przeczytaniu książki.
Natomiast Meihnę znamy tak, jakbyśmy z nią mieszkali.
Stan dialogów jest
podobny do barwności bohaterów. Są płytkie, sztuczne i
irytujące.
W ogóle nie przypominają
rozmów pomiędzy ludźmi w codziennym życiu. Przywodzą raczej na
myśl grę kiepskich aktorów w niezbyt ambitnym programie
telewizyjnym. Nie lepiej jest z mową narratora, która jest
prowadzona a w bardzo zbliżonej formie do dialogów. Jedynym atutem
tej powieści jeśli chodzi o stylistykę, (i chyba całą książkę
w ogóle) są naprawdę piękne opisy przyrody. Autorka wykazała się
dużą umiejętnością bardzo plastycznego ilustrowania krajobrazów.
Ich lektura może nawet sprawiać przyjemność. Niestety, to jedyna
zaleta ,,Atlantydy. Dziecka Gwiazd."
Z innymi aspektami
tej książki jest jeszcze gorzej niż ze stylistyką opisami
postaci
i interpunkcją. Pojawia
się wiele błędów logicznych, nie mówiąc już o dziwnym, wręcz
irracjonalnym zachowaniu wielu bohaterów, na przykład poddanych,
których sytuacja materialna była bardzo trudna: między innymi
mieli problemy ze zdobyciem jedzenia i wykarmieniem swoich
rodzin, a mimo to składali największe jak mogli daniny królowi,
który w dodatku na nich tego nie wymuszał, a nawet się temu
sprzeciwiał, lecz, jak zostało to napisane w książce, ,,dawali mu
je, bo go kochali." W tej powieści jest pełno tego typu
sytuacji.
Jeśli chodzi o fabułę
książki, uważam, że pomysł napisania wymyślonych przez siebie
okoliczności zniknięcia
Atlantydy był bardzo ciekawy i gdyby tylko został dobrze
wykorzystany, książka miałby szansę na sukces. Jednak wszystko w
,,Dziecku Gwiazd.
Atlantydzie" jest
przewidywalne, świat przedstawiony - pozbawiony logiki,
a bohaterowie -odwrotnie myślący i sztuczni. To wszystko przekreśla jakiekolwiek powodzenie tej książki.
a bohaterowie -odwrotnie myślący i sztuczni. To wszystko przekreśla jakiekolwiek powodzenie tej książki.
Na koniec chciałabym
zwrócić uwagę na może i mniej ważne rzeczy, chociaż mocno
dające o sobie znać: tytuł i imię głównej bohaterki. Obie nazwy
są według mnie, nieudane. Tytuł nie podoba mi się z bardzo
subiektywnych względów. Nie pasuje mi, że kraj miał być w
zamyśle autorki dzieckiem gwiazd. Częściej mówi się w tym
kontekście o ludziach aniżeli o państwach. Chociaż akurat to
można być uznane za zaletę książki, ponieważ jest duże
prawdopodobieństwo, ze ktoś zainteresuję się nią ze względu na
ten intrygujący tytuł.
Jednak imię Meihny
niezaprzeczalnie nie powinno się pojawiać. Po pierwsze dlatego,
że nie widzę sensu dla
wprowadzania nowego sposobu odczytywania liter, a po drugie dlatego,
że słowo ,,mina" ma w języku polskim już swoje znaczenia.
Podsumowując, to
najgorsza książka, jaką kiedykolwiek czytałam. Jej lektura była
dla mnie straconym czasem (choć muszę przyznać, że nie trwała
ona długo, zapewne ze względu na prosty, niewyszukany języki sporą
liczbę dialogów). W recenzji książki Michaliny Olszańskiej nie
zwracałam uwagi na młody wiek autorki, próbując oceniać powieść
łagodniej, czy przychylniej, ponieważ wypowiadałam się na temat
dzieła,
a nie jej samej. Uważam jednak, że jak na swój wiek, napisała ją nawet całkiem dobrze
i mogłaby ją uznać za swoistego rodzaju etiudę. Być może w przyszłości, jeśli nabierze wprawy, będzie mogła na poważnie zając się pisarstwem, ale ,,Atlantyda, Dziecko Gwiazd" nie miała prawa zostać wydrukowana i serce mi się kraje na myśl, ile zostało przez nią wyciętych drzew. Stanowczo ją odradzam,
a nie jej samej. Uważam jednak, że jak na swój wiek, napisała ją nawet całkiem dobrze
i mogłaby ją uznać za swoistego rodzaju etiudę. Być może w przyszłości, jeśli nabierze wprawy, będzie mogła na poważnie zając się pisarstwem, ale ,,Atlantyda, Dziecko Gwiazd" nie miała prawa zostać wydrukowana i serce mi się kraje na myśl, ile zostało przez nią wyciętych drzew. Stanowczo ją odradzam,
Michalina Olsańska - "Dziecko gwiazd. Atlantyda"
Wydawnictwo Albatros, A.
Kuryłowicz, 2009
ISBN:
978-83-7359-968-0
Recenzja zdobyła 1 nagrodę w konkursie
„Wszystkie książki mówią” w kategorii Młodzież (Gimnazjum).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz