środa, 20 maja 2015

"Moje drzewko pomarańczowe" - recenzja konkursowa Matyldy Elson



Samotność jest czymś, czego każdy z nas kiedyś doświadczył. Wtedy łatwiej można zrozumieć jak ważna jest przyjaźń, której każdy człowiek szuka. Czy ktoś mógłby się jednak spodziewać, że najlepszym przyjacielem człowieka mogłoby zostać drzewo?  Zeze, pięcioletni  chłopczyk z brazylijskiego miasta Bangu odnalazł swojego wymarzonego 
i jedynego przyjaciela właśnie w  malutkim drzewku pomarańczy lima. W  przepełnionym bólem świecie Zeze, zastępuje ono chłopcu zabawki, daje mu pocieszenie i (chwilowe) poczucie bezpieczeństwa.  Ale czy drzewo może zastąpić  przyjaciela? Może, jeżeli wokoło znajdują się tylko groźnie patrzący z góry ludzie, którzy karzą za nawet najmniejszy wybryk. W takiej sytuacji znajduje się właśnie Zeze. Nie odnajdując wśród dorosłych żadnego wsparcia ani współczucia, zdany jest wyłącznie na własną wyobraźnię. 

Rodzina Zeze nie należy do najbogatszych. Nie mają gdzie mieszkać, a przy wigilijnym stole mogą raczyć się jedynie kawą i sałatką owocową. Brak pieniędzy nie jest jednak najgorszy. Bezrobotny ojciec wylewa swój żal na syna poprzez skórzany pas, raz o mało co nie odbierając mu życia. Matka (Indianka ze szczepu Pinage), widuje swoje dzieci jedynie późnym wieczorem. po ciężkim dniu spędzonym w fabryce. Totoca, starszy brat naszego bohatera, wystawia go na bijatyki ze swoimi kolegami. Zeze dostaje lanie nawet po trzy razy dziennie. Nie ma więc łatwego życia nawet,  jak na wyjątkowo psotnego dzieciaka.

Jednak  Zeze, nie  jest nieznośnym, mającym diabła za skórą bachorem. A tak właśnie postrzegany jest przez wszystkich dokoła - „To ta zaraza, chłopak seu Paula!”. Jest to dziecko postrzegające świat w nieprzeciętny sposób. By odciąć się od pełnej zawiści codzienności i ciągłego lania od bliskich, stworzył w - wydawałoby się zwyczajnym- kurniku ogród zoologiczny, Europę i kolejkę pociągów, gdzie zwiedza i poznaje świat według własnych reguł. Jego wyobraźnia wykreowała chłopcu krainę, w jakiej czuje się on dobrze 
i bezpiecznie. Jest też wyjątkowo zdolny, sam nauczył się czytać i pisać, w klasie przewyższa wszystkich inteligencją  i zdolnościami. Nauczycielka Zeze - dona Cecilia Paim - słusznie uważa go za garnącego się wszystkim do pomocy smyka.

„Rudego kundla” czy „diabelskiego nasienia” nie widzi w Zeze także seu Ariovaldo, uliczny śpiewak, u którego Zeze pracuje, po to, by zdobyć dla swojej ukochanej i nigdy go nie bijącej siostry Glorii, śpiewniki. Nie jest to jednak jedyne płatne zajęcie Zeze. Nasz pięcioletni bohater pucuje także buty,  robiąc to nawet w dzień Bożego Narodzenia, by zdobyć pieniądze na prezent  dla swego ojca- najdroższe w mieście papierosy, choć jego własne buciki, wystawione w wigilię przed drzwi, powinny być pełne prezentów, a były puste. Trudno się więc dziwić, że w głowie dziecka rodzi się pytanie „Dlaczego Dzieciątko Jezus lubi tylko bogatych?”

Jednak pewnego dnia do chłopca życie się uśmiecha. Portugalczyk, Manuel Valadares, właściciel „najpiękniejszego auta w całym Bangu”, daje małemu to, czego nie mogą dać mu inni, z rodziną włącznie - zrozumienie. Pokazuje on swemu nieletniemu przyjacielowi czym jest czułość.  „Portugal” i Zeze, przeżywają wspaniałe, pełne ciepła i wzajemnej miłości chwile, których chłopcu stanowczo brak w domu. Radość z codziennych spotkań 
z Manuelem przeplata się jednak z siniejącymi bliznami, jakich malec na swoim ciele ma całkiem sporo. „[...] Portugalu! [...] Już zawsze chcę być blisko ciebie. [...] jesteś najlepszą osobą na świecie. Nikt ze mnie nie szydzi, kiedy jestem z tobą i czuję, jak moje serce rozpala słońce szczęścia.”

Każde szczęście kiedyś jednak musi się skończyć. Zderzenie się Mangaratiby (najważniejszego pociągu w Bangu) i podziwianego na każdym kroku samochodu pana Valadaresa, nie tylko kończy się śmiercią ukochanego Portugala, ale także  cierpieniem 
i długą chorobą chłopca. Ta sytuacja uczy 
jednak Zeze,  czym jest tęsknota i żal „[...] ptaszek, który śpiewał mi w duszy odleciał. [...]”.  Kiedy wydaje się już, że chłopiec nie przeżyje straty swego przybranego ojca, wraca do zdrowia.  Ciężkie chwile, których nie jeden dorosły nie doświadczył, wzmacniają go.

Ból wyrażony w tej wspaniałej powieści jest tak żywy i  odczuwalny z jeszcze jednego, dodatkowo pogłębiającego wzruszenie powodu - jest to prawdziwa historia. Zeze, jego siostry Gloria, Lala, Jandira, bracia Totoca i Luis, wujcio Edmundo nie są wymysłem Vasconcelosa. Ciepła i i pełna uczuć historia, jaką jest „Moje drzewko pomarańczowe” wydarzała się naprawdę, ponad  siedemdziesiąt lat temu w Brazylii, nie komu innemu, jak autorowi. Dzięki swojemu talentowi udało mu się przelać na papier swoje dziecięce wspomnienia, które mimo dużej ilości cierpienia, na swój sposób są pomarańczowo słodkie. Nasze małe drzewko, Maluszek, z pomocą Manuela przeprowadza Zeze przez ciężki okres dorastania w ogromnej biedzie i bólu.
Jest to smutna, ale zawierająca także zabawne momenty książka, od której nie można się oderwać. Każdym zdaniem doprowadzająca do silnych wzruszeń, a nawet do łez. Uważam, że  każdy powinien ją przeczytać, żeby wiedzieć, że „[...] życie bez czułości nic nie jest warte.” Bo każdy potrzebuje swojego drzewka pomarańczowego.   


Jose Mauro de Vasconcelos - "Moje drzewko pomarańczowe"
Wydawnictwo Literackie Muza, 2008
ISBN: 978-83-7495-434-1



Recenzja zdobyła 1 nagrodę w konkursie „Wszystkie książki mówią” w kategorii Dzieci (Szkoła Podstawowa).



1 komentarz:

  1. Piękna recenzja mojej ukochanej książki. Wyróżnienie, jak najbardziej zasłużone. Odkąd poznałam cykl książek o Zeze na ich podstawie piszę swoje własne opowiadania. Zapraszam na blog opowiadania-mandragory.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń