W
książce Katarzyny J.Kowalskiej, „Polski El Greco”, czytamy o
sensacyjnych dziejach tajemniczego obrazu znalezionego na plebanii w
Kosowie Lackim.
Wiosną
1967 roku opinię publiczną zelektryzowała przedziwna wiadomość.
Gazety napisały, że w czasie prac inwentaryzacyjnych na plebanii w
małej podlaskiej wsi odnaleziono obraz Ekstaza św.Franciszka,
namalowany przez El Greca - wybitnego szesnastowiecznego
hiszpańskiego malarza. W tamtych latach, o czym szczególnie należy
pamiętać, nie były specjalnie popularne tematy związane ze sztuką
sakralną, ani tym bardziej z całym kościołem katolickim. Spisy
zabytków prowadzono przede wszystkim po to, aby upaństwowić
wszelkie pozostałe po wojnie dzieła sztuki. Prymas Polski kardynał
Stefan Wyszyński,
w obawie przed podatkami, wręcz polecał księżom
żeby nie zakładali w swoich parafiach państwowych ksiąg
inwentarzowych.
Wędrujące
po Podlasiu młode badaczki
z Państwowego Instytutu Sztuki, Hanna
Sygietyńska i Izabella Garlicka, na tajemniczy obraz natknęły się
całkiem przypadkiem. Z lekka uszkodzony, przeznaczony wcześniej do
spalenia, nie kłując specjalnie w oczy, wisiał sobie całkiem
spokojnie w pokoju proboszcza. Jak potem relacjonowały: ''obraz jest
ciemny i zabrudzony/.../widać rozdarcie w lewym, górnym rogu. Na
płótnie święty w habicie, ściągniętym sznurem, o szerokich
rękawach, lekko sfałdowanych. Zsunięty z głowy kaptur otula
szyję. Na dole, obok postaci trupia czaszka. Wprawdzie całość
prezentowała się dość żałośnie, jednakże niesamowity
św.Franciszek miał cudownie ekscytujący błysk w oku….''
Biedaczynę
z Asyżu El Greco malował wiele razy, sama ekstaza doczekała się
co najmniej kilku przedstawień. Do wszystkich obrazów z serii
franciszkańskiej artyście pozował ten sam model. Po zamieszczonych
w prasie sensacyjnych informacjach, zaczęto zgłaszać wątpliwości
dotyczące autentyczności odnalezionego dzieła. Badaczki jednak nie
ustawały w wysiłkach, aby udowodnić, że odnaleziony przez nie
obraz jest naprawdę pędzla malarza z Toledo. Cennym znaleziskiem
ekscytowano się jakiś czas, potem jednak wokół obrazu zapanowała
martwa cisza. Jakby nagle zapadł się pod ziemię . Dopiero po
dziesięciu latach, kiedy ponad wszelką wątpliwość ustalono, że
dzieło jest autentyczne, wyjawiono że konserwację pod okiem prof.
Bohdana Marconiego prowadziła Maria Orthwein. Oboje byli historykami
sztuki, którzy wcześniej pracowicie odnowili zniszczone płótno
„Bitwy pod Grunwaldem” Jana Matejki.
Opowieść
o obrazie z Kosowa Lackiego warto przeczytać także i dlatego, że
znajdziemy tu kilka ważnych wskazówek dotyczących na przykład
datowania starych rzeźb i malowideł, bo okazuje się, że:
„aniołki, które mają czubek włosów nad czołem, powinny
pochodzić z II ćwierci XVIII wieku/.../ Datowanie krucyfiksów
rozpoczyna się od oceny sposobu zawieszenia Chrystusa/…./ Kiedy
wisi z rękami niemal pionowo podniesionymi do góry, to wskazuje, że
obiekt powstał około 1700 roku.” Dowiadujemy się też, że
„perizonium, czyli przepaska na biodrach Ukrzyżowanego, do
osiemnastego wieku pokazywana była tylko jako fałda materiału, a
dopiero w następnych latach pojawił się sznur ją podtrzymujący.”
Książka
Katarzyny J.Kowalskiej rozszyfrowując tajemnicę samego obrazu,
pozostawia nieco wątpliwości dotyczących jego najbliższej
przyszłości. Wprawdzie jedyne w Polsce dzieło hiszpańskiego
mistrza jest bezpieczne, znajduje się w Muzeum Diecezjalnym
w
Siedlcach, w zasadzie można go obejrzeć, ale czy samo muzeum w
końcu doczeka się nowej siedziby? A może obraz od kurii odkupi
minister kultury? Nie wiadomo. My na razie możemy wybrać się do
Siedlec, bo mamy tam całkiem niedaleko…
Joanna
Mackiewicz
Katarzyna
J.Kowalska, „Polski El Greco”
Wydawnictwo
Iskry, 2018
ISBN:
978-83-2441-010-1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz